Rozmowy w vampirciowowym
shoutboksie przynoszą często ciekawe efekty. Wczoraj, ponarzekawszy
na moją blokadę pisarską, zostałam jakże subtelnie zmotywowana
do pisania przez Miszę, Hermi i Astroni. I jak się okazało, nawet
skutecznie, za co jestem całej trójce bardzo wdzięczna. W
związku z tym postanowiłam napisać Wam notkę o pewnym serialu.
Nie recenzję, bo takich pisać nie lubię i trochę się boję, po
prostu swobodną, subiektywną opinię.
Są takie serie, które
zaczyna się oglądać z zachwytem, by po jakimś czasie stwierdzić,
że to już nie to samo i odcinki straciły poziom. "Misfits"
jest tego typu serialem. Na początku zdaje się świetną produkcją, niestety psuje
się dość szybko i gwałtownie. Pierwsze odcinki zasługują jednak
na zapoznanie się z nim, dlatego chcę Wam opowiedzieć o mojej
małej przygodzie z tą serią.
Brytyjską komedię
science-fiction "Misfits" zaczęłam oglądać przypadkiem,
zupełnie nie wiedząc, o czym jest ten serial ani czego się mogę
spodziewać. Już po obejrzeniu początkowych piętnastu minut byłam
przekonana, że trafiłam na coś nowego, oryginalnego i wartego
uwagi. A o czym to właściwie jest? Kilku młodocianych
"przestępców" - słowo raczej na wyrost, bo każdy
z nich ma drobne występki na koncie - musi odrobić pewną
liczbę godzin w ramach prac społecznych. W pierwszym dniu ich pracy
ma miejsce dziwna i niespodziewana burza, po której
bohaterowie odkrywają u siebie specjalne moce rodem z filmu science fiction. Okoliczności
sprawiają, że muszą zacząć ze sobą współpracować, by
ukryć przed społeczeństwem nie tylko swoje nadnaturalne zdolności,
ale i bardziej mroczą tajemnicę, przez co powoli się
zaprzyjaźniają. Szybko okazuje się też, że nie tylko piątka
głównych bohaterów obdarzona jest niezwykłymi mocami. Trudno powiedzieć coś więcej bez spoilerowania,
to po prostu trzeba zobaczyć. Brzmi dość typowo, jednak serial ma
w sobie "to coś". "Misfits" jest po części
parodią i prezentuje specyficzne poczucie humoru - z pewnością nie
każdemu taki humor przypadnie do gustu, lecz mi zdecydowanie
odpowiada i mnie urzeka. Odcinki są pełne akcji, bohaterowie wyraziści,
dynamiczni i ciekawie skonstruowani, a dialogi zabawne i naturalne.
Pierwszy sezon ogląda się z narastającym zainteresowaniem, coraz
lepiej poznając bohaterów. Można zauważyć zabieg często
stosowany w serialach mających więcej niż jednego głównego bohatera
- każda z najważniejszych postaci ma odcinek, który
koncentruje się głównie na niej. Na szczególną uwagę
zasługuje według mnie czwarty odcinek pierwszego sezonu, w którym
bohater dysponujący mocą cofania czasu musi stawić czoła
konsekwencjom zmian, jakich dokonał, korzystając ze swojego
niezwykłego talentu (jeśli ktoś oglądał "Biegnij, Lola,
biegnij" bądź "Efekt motyla", to mniej więcej wie,
czego się może spodziewać). Możemy tu poznać kilka wydarzeń z
przeszłości pierwszoplanowych bohaterów i przy okazji
nacieszyć się tym, jak ich losy splatały się jeszcze przed
wydarzeniami z początku serialu, choć sami o tym nie wiedzieli.
Wraz z postaciami poznajemy możliwości ich mocy, możemy też
domyślić się związku każdego talentu z posiadającą go osobą.
Poza nieustannymi gagami mamy też wątki bardziej poważne i sceny
pełne napięcia.
Niestety w ostatnich
odcinkach drugiego sezonu serial zaczyna się psuć. Zostaje
wprowadzony nowy wątek, przez który budowana dotychczas koncepcja mocy i ich właścicieli wydaje się bezsensowna. Od trzeciego sezonu następuje zmiana
jednego z głównych bohaterów, co dla niektórych osób jest plusem, lecz nie da się zaprzeczyć, że sposób odejścia postaci był mało przekonujący i sprzeczny z jej charakterem. Dla większości widzów (również w mojej opinii) wycofanie tego bohatera to cios dla serii, a wprowadzona w zamian postać wydaje się, przynajmniej na
początku, zaledwie kiepskim substytutem tamtej. Najbardziej jednak byłam
zawiedziona tym, że scenarzyści przestali się przykładać do
tworzenia dobrej, spójnej fabuły. Wcześniej nawet najdziwniejsze wydarzenia miały swoje wytłumaczenie, a motywy postępowania postaci były realistyczne. Od pewnego momentu w serialu bardzo razi brak logiki - coś, co
bardzo drażni mnie w każdej produkcji, niezależnie od tego, czy
jest to fantastyka, czy nie - i z odcinka na odcinek jest coraz
bardziej widoczny. Najbardziej jaskrawym przykładem jest dla mnie
nieuzasadniona i dość drastyczna zmiana sposobu działania mocy
jednego z bohaterów: zamiast cofania czasu umożliwia ona
nagle fizyczną podróż w czasie. Wątki, które
wydawały się dobrze przemyślane i bardzo ciekawe, nie zostały
rozwinięte, lecz zakończone przez pójście na łatwiznę, w
sposób naciągany i mało logiczny. Realistyczne problemy, z
którymi bohaterowie borykali się w początkowych sezonach,
teraz jakby ich nie dotyczą, choć powinny być zdecydowanie
bardziej istotne. Po obejrzeniu pierwszego odcinka trzeciej serii
byłam ogromnie zawiedziona, później było coraz gorzej.
Dobrnęłam do końca sezonu, a czwartego jeszcze, przyznam, nie
zdołałam obejrzeć. W wielu opiniach jest on lepszy od
poprzedniego, mimo że z pierwotnej ekipy bohaterów nie
pozostaje niemal nikt, więc może i jest nadzieja, że serial
odzyska trochę poziom. Wątpię jednak, żeby dorównał
pierwszemu i drugiemu sezonowi.
Mimo moich niepochlebnych
uwag o trzecim sezonie, uważam, że warto zapoznać się z "Misfits".
Pierwsze dwa sezony na pewno potrafią dostarczyć mnóstwa
rozrywki, kolejne zapewne też, o ile jest się na to przygotowanym i
przymknie się oko na niedociągnięcia. A dla zachęty prezentuję
Wam czołówkę owego serialu, według mnie bardzo dobrą
zarówno pod względem dźwiękowym, jak i wizualnym.
Gratuluję pierwszej niepowitalnej notki! :)
OdpowiedzUsuńO serialach mam bardzo małe pojęcie i niestety bardzo złe doświadczenia -- wszystkie, które widziałem z repertuaru HBO były mieszaniną przesadnej przemocy ze zwykłym pornosem. No, Pacyfik może nie był taki zły. Aczkolwiek oglądam głównie seriale internetowe, takie jak The Guild (chociaż już mi się znudziło) czy JourneyQuest (na którego trzeci sezon czekam).
Fakt, z HBO mam podobne doświadczenia, choć zwykle nie przeszkadzało mi to specjalnie w czerpaniu jakiejś tam przyjemności z oglądania ;) A skoro źle Ci się kojarzą seriale produkcji amerykańskiej, to może spróbuj się zabrać właśnie za brytyjskie albo jeszcze inne?
UsuńGratuluję, Mir ;) A więc jednak wybrałaś drogę wpisu-konkretu - i dobrze, pierwsza decyzja za nami.
OdpowiedzUsuńCzytałam już raz o "Misfits" na Wikipedii i fajnie było móc się dowiedzieć o tej ciekawostce jeszcze więcej. Podobał mi się podział na wady i zalety, zwłaszcza że był w tym również sens chronologiczny. Brakowało mi czegoś w rodzaju przykładów tych niepasujących braków fabularnych czy wad nowej postaci, ale rozumiem - im mniej spoilerów, tym lepiej.
Ostatecznie, podsumowując, przyznałabym mocną czwórkę :]
Prawdę mówiąc, wolałabym jakieś wgłębienie się w postaci - jakieś opowiedzenie o bohaterach. Niemniej jednak bardzo ładny tekst. Dobry na początek.
OdpowiedzUsuńNiby mogłabym, ale właśnie bardzo chciałam uniknąć spoilerowania, a sporo częścią zabawy z oglądania jest poznawanie bohaterów i ich psychiki. Ten mój tekst to głównie powstał z chęci polecenia Wam tego serialu i pohejtowania sobie trzeciego sezonu ;) Głęboką analizę można by zrobić w zupełnie innej notce, ale nie wiem, czy miałoby to sens.
UsuńDobra recenzja. Gdybym miała zwyczaj oglądania seriali (niestety go nie mam) pewnie zaczęłabym oglądać. Nie wydaje mi się, żeby głębsza analiza była potrzebna. Ta wystarczy.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na blogu pojawią się kolejne wpisy.
Umf. Nie umiemy tego sensownie skomentować, bo seriale nas kompletnie nie ciekawią i z trudem utrzymujemy na nich uwagę, zwłaszcza jak mają kilka sezonów. Ale samą notkę czytało się fajnie, huh. Teges.
OdpowiedzUsuń